Pierwsza Japonia z perspektywy 10 lat.

Kiedy na wiosnę 2010 roku jechaliśmy do Japonii nie myślałem, żeby sporządzić jakąś relacje z wyjazdu, ograniczyłem się do relacji fotograficznej z niewielkim komentarzem. Ale ponieważ komentarze w galerii Japonia 2010 nie są bardzo czytelne, postanowiłem po 10 latach zebrać tamte opisy w jednym miejscu. Z perspektywy czasu chciałem zacytować fragment tekstu piosenki Finlandia zespołu Świetliki

Nigdy nie będzie takiego lata
Nigdy nie będzie takiego lata
Nigdy policja nie będzie taka uprzejma
Nigdy straż pożarna nie będzie tak szybka i sprawna
Nigdy nie będzie takiego lata

Nigdy papieros nie będzie tak smaczny
A wódka taka zimna i pożywna
Nigdy nie będzie tak ślicznych dziewcząt
Nigdy nie będzie tak pysznych ciastek

To była pierwsza Japonia – zaskakująca i intrygująca. W ostatniej chwili przed wzrostem ruchu turystycznego. Byliśmy młodsi i pojechaliśmy fajną ekipą. Ale muszę też napisać, że kolejny wyjazd w 2018 roku – po długiej przerwie, w znakomitej ekipie miał w sobie podobny entuzjazm.

Ale pora na kilka wspomnień:

Jeszcze wczesnym latem 2009 roku wydawało się, że nikt do Japonii nie poleci. Jednak już w październiku ekipa Sakura Dojo liczyła 11 osób. Dwa tygodnie w Japonii było dla większości z nas ważną podróżą. Choć trafiliśmy na wyjątkowo chłodną wiosnę, nadwyrężyliśmy rodzinne budżety, a część z nas załapała się na odwołane loty z powodu wybuchu wulkanu na Islandii, było warto.

Wyjazd rozpoczął się od dwóch dni treningów w górach, gdzie mieliśmy do dyspozycji wspaniały hotelowy onsen, a wieczorem opróżnialiśmy z piwa wszystkie automaty w hotelowym holu. Po dwóch dniach treningów pojechaliśmy do Omiya, która była naszą bazą wypadową do Tokio i okolic. Byliśmy też na pierwszym  w życiu treningu w Hombu Dojo i wzięliśmy udział w tradycyjnym bankiecie po ceremonii mianowania nowych shihanów, w tym naszych przyjaciół Stefa i Louis’a

Tokio zrobiło na nas wrażenie. Zwłaszcza, że każda z dzielnic jest zupełnie inna – inni ludzie, inne budynki. Ale zgodnie wracaliśmy na targ rybny aby objadać się sushi. Pogoda spowodowała, że wypad do Kamakury nie był udany. Ale za to zajrzeliśmy do chińskiej dzielnicy Yokohamy. Po 10 dniach Taikai skończyło się, ale jeszcze w pięć osób pojechaliśmy do Kioto.

Kioto, choć bardzo deszczowe było .. cudowne, szkoda, że spędziliśmy w nim tylko trzy dni. Wróciliśmy do Tokio, tylko po to, żeby się dowiedzieć, że loty do Europy są odwołane z powodu wybuchu wulkanu na Islandii. Wulkan zafundował nam dodatkowe 5 dni w Tokio. Z codziennymi wizytami w All Nippon Airlines (ANA), mieszkaniem w schronisku młodzieżowym niedaleko Asakusy, wybieraniem tanich knajpek i sprawdzaniem wariantu powrotu koleją transsyberyjską. Po 5 dniach, kiedy wznowiono loty do Europy, pojechaliśmy na lotnisko Narita, gdzie zdesperowany personel wepchnął nas w pierwszy możliwy samolot do Wiednia.

Warto napisać, że 2010 roku internet dla turystów był w zasadzie niedostępny i olbrzymią zaletą naszego schroniska młodzieżowego było bezpłatne wi-fi, które umożliwiło nam kontakt ze światem i załatwianie spraw związanych z podróżą.

Zdjęcia z wyjazdu w Kronice – link